Noc była spokojna i, co
najważniejsze, przestaje padać. Może Matka Natura postanowiła dać nam prezent
na zbliżający się nowy rok – mniej śniegu i więcej pogody! Dobrze by było, mam
już dość siedzenia w domu.
Rozmawiałam
dziś z Adamem i Darkiem. Zaczęłam od tego, o czym pisałam wczoraj, o tych
odczuciach związanych z ostatnimi wydarzeniami. Darek był oszczędny w słowach,
mówił, że z nim wszystko w porządku, ale jakoś nie do końca to kupuję. Inaczej
ma się sprawa z Adamem. Ta rozmowa chyba odblokowała w nim jakieś uczucia,
które do tej pory tłumił – rozkleił się okropnie i zaczął znowu siebie o to
wszystko obwiniać. Długo zajęło mi i Darkowi przekonanie go, że to nie jego
wina, że wszystko jest w porządku. Zresztą, nie wiem czy go przekonaliśmy,
ważne było to, że się uspokoił i przestał płakać.
Gdy
się wyciszył zwołaliśmy resztę i znowu usiedliśmy do narady. Uznaliśmy, że
warto było by spotkać się z Ludźmi z Puławskiej – po pierwsze powiedzieć im o
ataku a po drugie może wymienić się z nimi jakimiś zapasami. Nie mamy co prawda
za wiele, ale to fajna i porządna ekipa, myślę, że gdybyśmy im powiedzieli, że
jesteśmy w potrzebie nie wykorzystali by tego, tylko nam pomogli. W poprzednich
miesiącach już się tak kilka razy zdarzyło.
Nie
wiem, czy już o tym wspominałam – mówię o nich Ludzie z Puławskiej ale to nie
dlatego, że tam mieszkają. Tak jak my cenią sobie swoją prywatność i chociaż
łączą nas miłe stosunki nie rozmawiamy zbytnio o naszych domach i zapasach. Nie
wiemy, gdzie oni mieszkają, spotykamy się tylko z nimi na Puławskiej przy danym
salonie Mercedesa. Jest to poza Warszawą, już w Piasecznie, więc może to
znaczyć, że są gdzieś z tamtych okolic. Nie jest to jednak pewne – mogą
mieszkać wszędzie a po prostu tam się z nami spotykać. Nie mamy ustalonych
godzin i dat spotkań, zostawiamy sobie wiadomości, jeśli chcemy się zobaczyć.
Miejsce to wybraliśmy wspólnie, bo tam pierwszy raz się na siebie natknęliśmy.
Salon samochodowy był opustoszały – w dawnym świecie stały tam przepiękne
samochody i ludzie szybko skorzystali z tego, że w panice przestano ich
pilnować – ale dało się tam znaleźć jeszcze jakieś narzędzia czy stare części
samochodowe. Zanim sobie nawzajem zaufaliśmy minęło trochę czasu, ale teraz
żyjemy w dobrej komitywie.
W
każdym razie, temat spotkania z nimi ciągle powraca. Ja sama głośno głosuję za
tym, żeby się z nimi spotkać. To dla nas dobra, pod każdym względem okazja. I
choć korci mnie, żeby zrobić to teraz, zaraz, to wiem, że w tej zadymce to
samobójczy pomysł. Inni podzielają tę opinię i kategorycznie uważają, że
powinniśmy poczekać, aż pogoda się uspokoi.
Tak
jak podejrzałam wcześniej, okazało się, że rzeczywiście reszta nie próżnowała.
Powiększył się trochę nasz arsenał broni no i mamy więcej ubrań. Dorota stanęła
na wysokości zadania dorabiając do wielu z kurtek i płaszczy puchowe podszewki
które będzie można z łatwością odpruć i potem przyszyć kolejny raz. Dzięki temu
mamy więcej zimowych ubrań, które potem spokojnie mogą stać się ubraniami
wiosennymi czy jesiennymi. A miejsc w szafach nie zajmują za dużo…
W
ogóle okazało się, że ludzie mają mnóstwo pomysłów, co zrobić. W okolicy jest
sporo domów, więc padła propozycja stworzenia naszego ogródka od podstaw.
Będzie to trochę kłopotliwe, bo przydałyby się sadzonki z poprzedniego domu a te
możemy przetransportować dopiero na wiosnę, gdy przyjdą roztopy. No i padła
sugestia, żeby nie robić jednego a kilka ogródków. Nie mam na ten temat zdania
– grzebanie w ziemi nigdy nie było moją pasją i nie znam się na tych wszystkich
roślinkach. Może to będzie dobry pomysł, może nie.
Pomysłów
i propozycji padło dużo, ale dopóki pogoda się nie uspokoi, jesteśmy uziemieni
i możemy tylko o tych pomysłach myśleć albo zabierać się za kolejne prace
domowe. Piotruś tylko coś na koniec cicho bąknął o tym, że może skoro w tym
roku była wigilia to może by i sylwestra urządzić…
Sylwester
już jutro. Część z nas i tak będzie siedzieć do północy na warcie, nie widzę
sensu w tym, żeby trzymać na nogach wszystkich. Zresztą, i tak nie mielibyśmy
co robić przez ten czas oczekiwania na nowy rok – nie mamy ani jedzenia w
nadmiarze, ani ciekawych rozrywek. Fajerwerków też sobie nie postrzelamy.
A jednak trochę rozumiem chłopaka. Chyba mu tęskno do starego świata, chyba próbuje sobie go trochę zrekompensować. Ale tamto życie nie wróci, a uważam, że dopóki nie będziemy mogli powiedzieć, że znowu żyjemy w tym świecie w pełni i, że znowu możemy budować to, co straciliśmy, nie ma sensu próbować wracać do tego, co było. Nie należy o tym zapominać, to na pewno, ale nie ma co na siłę tego przywoływać, gdy jeszcze nie nadszedł czas.