środa, 23 lipca 2014

Warszawa, 27 grudnia 2018 r.

            Wczoraj nic nie pisałam, bo i nie było co. W domu jest spokojnie. Nogi Adama mają się coraz lepiej, Zośka wraca do siebie, nie płacze już tyle. Ciągle śnieży, więc jesteśmy uziemieni. Mam trochę czasu na pisanie, ale właściwie nie wiem, co mogłabym napisać. Mam wrażenie, że w moje życie zaczyna wdzierać się… nuda? Idę do Łukasza.
           
            Pogadaliśmy chwilę i Łukasz zaproponował mi pewną myśl. Celem tego dziennika jest opisywanie naszego życia w nowym świecie, ale również zapisanie tego, jak ten świat ‘powstał’. No, generalnie przekazanie jak największej liczby informacji. Powiedział mi, że mogę napisać o wszystkim – trochę więcej o początku wojny, może jakieś szczegóły o obecnym świecie, jak wygląda Warszawa, jakie są mutki.
            Mutanty… temat rzeka. Myślę, że dużo można by o nich pisać, chociaż jest to temat bardzo nieprzyjemny. Kto raz mutka widział, wie dlaczego. Ale spróbuję.
            Chyba już wcześniej wspominałam, że mutacje są bardzo różne, ale my dzielimy mutanty na dwie kategorie: inteligentów i zwykłych. Inteligentów nazywamy tak dlatego, że zachowali szczątki ludzkiej inteligencji, ale została ona skażona przez psychozy wywołane wirusem. Mamy więc za przeciwników szaleńców i psychopatów, podwójnie groźnych, bo napędzanych rządzą krwi, chęcią zabijania. Do tego diablo silnych i szybkich. O wyczulonych zmysłach. Dzikie zwierzęta to przy nich pikusie.
            To nie jest tak, że te mutanty opracowują techniki walk godne generałów, czy obmyślają skomplikowane pułapki. Potrafią się porozumiewać i często zbierają zwykłych mutków wokół siebie tworząc małe stada. Małe i niebezpiecznie. Nie wiem w jaki sposób,  może to kwestia feromonów albo zwykłego zwierzęcego pojęcia stada, ale inteligenci potrafią kontrolować zwykłych mutków. Nie w jakimś szerokim zakresie, ale potrafią im przekazać jak zaatakować, gdzie jest ofiara, jak się do niej dostać…
            Zwykłe mutki pod tym względem są łatwiejszymi przeciwnikami. Również są szybcy i silni, ale działają tylko i wyłącznie na podstawie rządzy krwi. W ich akcjach nie ma logiki, nie ma planów. Łatwo więc takiego zapędzić we wcześniej przygotowaną pułapkę i wykończyć. Same z siebie rzadko też łączą się w stada. Z tego, co wiem, występuje chyba u nich kanibalizm. Nigdy nie widziałam tego na własne oczy, ale słyszałam, jak ludzie „z Puławskiej” tak mówili.
            Co do samych mutacji, to pewnie jest ich tyle, że ludzka wyobraźnia tego nie ogarnie. Zaczynając od zwykłych, wyglądających jak typowe zombie z filmów, trafiają się jeszcze mutki z dodatkowymi kończynami, porośnięte sierścią, mające ogony czy kościane wypustki. Raz widziałam też jednego, który wyglądał, jakby porastał go mech a jego kończyny sprawiały wrażenie zdrewniałych. Nie jestem jednak pewna, co mu dokładnie było – Darek załatwił go z łuku, ja obserwowałam wszystko z bezpiecznej odległości.
            Są też, niestety, zmutowane zwierzęta. Pisałam chyba wcześniej o tym, że te wirusy czy bakterie przenosiły się swobodnie z ludzi na zwierzęta i z powrotem. Są jednak mniej groźne od ludzkich mutantów, ponieważ nie posiadają takiej jak oni inteligencji. A co do samych mutacji… tu też ewolucja miała pole do popisu i stworzyła najróżniejsze koszmary, czasem zależne od gatunku zwierzęcia. Cóż, powiedzmy, że choroba wściekłych krów nabiera w tej sytuacji nowego znaczenia.
            Jest ich, oczywiście, sporo. Zdecydowanie więcej niż nas, ludzi. Jednak jako, że my się ciągle ukrywamy, mutki stopniowo zaczęły opuszczać miasta i przeniosły się do lasów. Tak mogą polować na zwierzęta i te zwykłe i te zmutowane, oraz na siebie nawzajem. Co prawda nie jest to tak, że wszystkie zgodnie podjęły uchwałę i polazły w te lasy, nie. Sporo z nich nadal kręci się po ruinach. Jak by nie patrzeć, tu też mogą zdobyć pożywienie, choć jest na to mniejsza szansa. Ale, jeśli się im już uda, mogą sobie poucztować.
            Dobra, kończę to. Pisanie o mutkach nie jest przyjemne. Nie lubię nawet o nich myśleć a teraz jeszcze mam siedzieć i składać o nich zdania… brr, okropność.
           Idę znaleźć sobie jakieś zajęcie. Jeśli dalej będzie tak padać, będziemy w kłopocie, więc chyba dobrze by było, gdybym spróbowała coś wymyślić. Nie mówię, że wszystko zależy ode mnie, ale mieć pomysł i nie mieć pomysłu to już dwa pomysły.

2 komentarze:

  1. Świetne, bardzo fajne się to czyta! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Wszelkie uwagi zawsze mile widziane :) Zapraszam w sobotę na kolejną notkę!

      Pozdrawiam!

      Usuń

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony