środa, 9 lipca 2014

Warszawa, 22 grudnia 2018 r.

Grzebiąc dziś w starych rzeczach Julii znalazłam świeczki zapachowe. Zawsze lubiła takie rzeczy, kupowała je na pęczki i zawsze była to opcja na prezent. Jej pokój zawsze pachniał tymi świecami, paliła je praktycznie codziennie. Porozstawiałam je po naszym pokoju i rozpaliłam. Musiałam co prawda szczelnie zaciemnić okno, ale warto było. Teraz mamy tu mile, przyjemne światło i zapach kwiatów. Niesamowite, że mimo tylu lat ich aromat nie wywietrzał i nadal ‘działają’.
Rozsiadłam się na podłodze, zrobiłam sobie ‘gniazdo’ z koców i poduszek. To ‘gniazdo’ to pozostałość starego życia. Dawno temu, przed wojną, tak lubiłam robić – znosiłam na kanapę koce i poduszki, robiłam sobie siedzisko i potrafiłam tak spędzić cały dzień. Na kolanach trzymałam laptopa, na stole obok stawiałam ogromny dzban herbaty, kanapki, przekąski. Na niższej półce leżały książki, gdybym chciała odpocząć od komputera.
Teraz mam cudze poduszki, cudzy koc, siedzę na podłodze i ślipię nad zeszytem w półmroku rzucanym przez świece. Ale, tamto życie się skończyło i już nie wróci.
No i ostatnio skończyło się też inne życie, które znałam.
Ten atak każdego przeraził. Gdy chodziliśmy na patrole czy wyprawy po zapasy zdarzało się spotykać mutki. Dziwne by było, gdybyśmy ich nie spotykali, jest ich mnóstwo, chyba nawet więcej niż ludzi. Ale to nie jest tak, że widzimy ich na każdym kroku. Jak pisałam wcześniej, to nie gra czy film z klasy ‘Z’. Rzeczywistość jest inna.
Piszę tak o wszystkim i o niczym bo jakoś trudno mi wrócić do tamtej walki.
Wyskoczyli na nas. Nie wiem, czemu, może dlatego, że w naszej grupie był Piotrek? Wyczuli, że jest najmłodszy i uznali, że jest najsłabszy? Pierwszy powalił Łukasza. Prawdę mówiąc, zauważyłam tylko tyle. Nie odrywając od nich wzroku próbowałam wyszarpnąć moją ‘maczugę’. Jak na złość nie mogłam.
Mutek był wstrętny. Spod pachy wyrastała mu jeszcze jedna ręka. Była jednak niesprawna, wyglądała na spastyczną. Oprócz tego wyglądał, jakby gnił, albo leżał długo w wodzie, jak topielec. Miał wydłużoną szczękę, pełna ostrych, żółtych zębów. Ślinił się paskudnie.
Słyszałam innych, ale tak, jakbym była pod wodą, to wszystko było zniekształcone. Coś się działo, gdzieś na skraju widzenia migały mi jakieś zmazy. Wyrwałam maczugę. Zerwałam przy tym ramię plecaka, ale to później zauważyłam. Nie wiem, ile to trwało, ale Łukaszowi udało się zrzucić z siebie mutka. Podbiegłam do nich. Zamachnęłam się i walnęłam mutka z całej siły. Nie trafiłam, ale zadrapałam go gwoździami. Zaraz pojawił się koło mnie Łukasz. Zanim mutek zdążył się zwlec wbił w niego włócznie. Trafił, przygwoździł go do ziemi. Mutek się szarpał i skrzeczał niemiłosiernie. Stanęłam nad jego głową. Zamachnęłam się i tym razem trafiłam. Dopiero gdy trzasnęła czaszka zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo się trzęsę.
Wrócił mi słuch. Rozejrzałam się, dopiero teraz zauważając co się dzieje. Łukasza już przy mnie nie było. Zanim się zorientowałam wyrwał włócznię z mutka i pobiegł do reszty. Zdziwiłam się, że nie widzę reszty, to znaczy grupy Anety. Spojrzałam w stronę, z której mieli iść i zobaczyłam, że walczą z drugą grupą mutków.
Darek wrzasnął moje imię. Otrząsnęłam się. Spojrzałam w jego stronę. Wyciągał właśnie swoją maczugę z piersi jakiegoś mutka. Ciężko mu szło, bo drugą ręką popychał w moją stronę Piotrka. Chłopak był przerażony. Zobaczyłam, że jest bladozielony a na spodniach ma mokrą plamę. Dobiegłam do niego.
Adam z Łukaszem załatwili jednego mutka i dwa kolejne ich atakowały. Darek poleciał w ich stronę. Piotrek zwymiotował gwałtownie.
Spojrzałam ponownie w stronę grupy Anety. Ich sytuacja wyglądała lepiej, niż nasza. Dopiero teraz zrozumiałam, że zaatakowała ich mniejsza grupa mutków. Widziałam, o dziwo, Dorotę, która stanęła na wysokości zadania. Gdyby była to gra komputerowa Dorota właśnie zdobyła by killing spree.
Nie wiedziałam, co mam zrobić. Stałam koło Piotrka, który ciągle się trząsł i klęczał w śniegu. Walka wydawała się kończyć i to na naszą korzyść.
            Po chwili zobaczyłam, że Dorota z Jankiem biegną w naszą stronę. Aneta z Zośką zostały w tyle, widziałam, że Aneta się bacznie rozgląda.
            Dorota dobiegła do nas, odepchnęła mnie. Nie spodziewałam się tego, przewróciłam się. Chyba adrenalina buzowała mi jeszcze w żyłach, bo zareagowałam agresywnie. Dopiero Janek , który po chwili do nas dobiegł uspokoił mnie.
            Walka zdążyła się skończyć. Darek z resztą załatwili pozostałe mutki. Starałam się nie patrzeć w ich stronę. Po chwili zebraliśmy się wszyscy wokół Piotrka. Gdy podeszły do nas Zośka z Anetą zobaczyłam, że są całe, ale Zośka jest roztrzęsiona i blada jak Piotrek.
            Nikt z nas nie był ranny, a przynajmniej nie poważnie. Nie licząc tego, że byliśmy poobijani nic poważniejszego się nam nie stało.

            Resztę już znacie. Wyruszyliśmy stamtąd. Nie wiedzieliśmy, czy mutków jest więcej, czy jesteśmy tam bezpieczni. Szybko przejrzeliśmy rzeczy i ruszyliśmy w drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony