środa, 16 lipca 2014

Warszawa, 24 grudnia 2018 r.

              Dziś krótko, bo i pisać nie ma o czym. Tak, jak myślałam, urządziliśmy sobie Wigilię. Jednak, czego się nie spodziewałam, zdecydowaliśmy się rozpalić ogień w kominku. Dzień był pochmurny, mocno śnieżyło. O tym, że zapadł zmrok zorientowaliśmy się dlatego, że za oknem zrobiło się bardziej ciemno.
            Zebraliśmy się w salonie. Nie siedzieliśmy przy stole z piękną zastawą, białym obrusem i siankiem. Nasze talerze i kubki stały na niskim stoliku kawowym pomiędzy fotelami i kanapami, a my siedzieliśmy gdzie nam się podobało, owinięci kocami, patrzący się w ogień. Nad płomieniem zrobiliśmy ruszt, gdzie zawiesiliśmy czajnik z wodą i garnek z konserwami. Okazało się, że w jednej z szafek w kuchni była resztka herbaty. Każdy więc miał dziś ciepły posiłek, gorącą herbatę, słodki dżem. Widziałam, że niektórzy mieli łzy w oczach, Dorota otwarcie płakała. Nie wiem, czy ze wzruszenia, czy ze smutku. Siedzieliśmy w ciszy, tylko ogień trzaskał w kominku. Nie było choinki, nie było prezentów, nie było kolęd, nie było świątecznego nastroju.

            Nie wiem jak inni, ale ja w końcu poczułam się bezpieczna i spokojna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony