sobota, 26 lipca 2014

Warszawa, 29 grudnia 2018 r.

            Piszę tak teraz co drugi dzień, bo ciągle niewiele się dzieje i w nasze życie zaczyna wdzierać się nuda. To znaczy – ja się trochę nudzę. Po tym, jak byłam wykorzystywana do ciągłych patroli reszta dała mi ‘wolne’ i teraz nic ode mnie nie chcą. Mam więc wrażenie, że tylko ja się nudzę. Ktoś odgrzebał stare gry planszowe, jest tu też sporo książek, więc jak ktoś chce, to może korzystać. Zauważyłam, że Łukasz z Jankiem zabrali się za różne naprawy, na spokojnie jeszcze raz uszczelnili okna i drzwi, uporządkowali broń i zaczęli poszerzać jej zapas. Dorota z Piotrusiem zajęli się ubraniami, poprzeglądali je, pocerowali, coś tam szyją. Generalnie, każdy się czymś zajmuje. Chyba rzeczywiście zapuścimy tu korzenie i będzie to nasz nowy dom.
            Ciężko mi się oswoić z tą myślą. Nigdy nie lubiłam przeprowadzek, nawet w poprzednim świecie. Tak naprawdę przeprowadzałam się wtedy tylko raz, gdy wyprowadziłam się z domu aby zamieszkać z Łukaszem. Mieszkaliśmy na wynajmowanym, bo chcieliśmy odłożyć dużo pieniędzy na jakieś mieszkanie z prawdziwego zdarzenia, może dom, gdyby się udało. Ale się nie udało, wybuchła wojna. Ha, można powiedzieć, że teraz możemy wybierać w mieszkaniach i domach ile wlezie… jeśli nie ma w nich dzikich lokatorów ani nie są zniszczone to praktycznie całe miasto jest nasze…
            Chyba wcześniej wspominałam, że gdy wybuchła wojna uciekliśmy z Warszawy. Potem chcieliśmy tu wrócić, ale nie było do czego wracać.
            Wyjechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów za Warszawę, do pewnej małej miejscowości, gdzie rodzina Łukasza miała domek letniskowy. Było to, jak się okazało posunięcie dobre i złe. Dobre, bo miejsce to uniknęło bombardowania, właściwie nie ucierpiał ani jeden centymetr kwadratowy ziemi. Złe, bo byliśmy całkowicie odcięci od jakichkolwiek wiadomości. No i byli też inni, którzy mieli podobny pomysł Niektórzy z nich byli w porządku, bali się o siebie i swoje rodziny, nie wchodzili nikomu w paradę i starali się po prostu przetrwać. Ale spotykaliśmy też niezbyt przyjemne typy. Bandytów, którzy chcieli żerować na wojnie i panice, rabujących i atakujących kogo popadnie. Ludzi, których ogarnął strach tak wielki, że tracili panowanie nad sobą i zaczynali być agresywni bez powodu. Nawet w tamtych dniach, gdy uciekaliśmy od wojny, naoglądaliśmy się jej brzydkiego oblicza.
            W końcu musieliśmy i stamtąd uciekać. W miejscu, gdzie znajdowały się domki letniskowe zaczęło być coraz gorzej – ataki bandytów, panika, remisja tego dziwnego przeziębienia… zaczęło się robić niebezpiecznie. Zebraliśmy wszystko, co potrzebne i ruszyliśmy w trasę. Krążyliśmy po okolicach Warszawy, choć do samego miasta nie wracaliśmy. Widać było łunę ognia, musiały tam szaleć potężne pożary. Zdecydowaliśmy się na powrót gdy nie było już słychać samolotów ani wybuchów, gdy pożary ucichły i gdy minęło wiele dni, odkąd spotkaliśmy ostatniego człowieka.
            Miasto było… w strasznym stanie. Nie pchaliśmy się do śródmieścia wystarczyło nam to, co zobaczyliśmy na zewnętrznych dzielnicach. Wtedy też dopisało nam szczęście. No nie mogę tego inaczej nazwać. To był naprawdę szczęśliwy, cholernie szczęśliwy przypadek.
            Byliśmy na Ochocie. Chcieliśmy zaryzykować i przeszukać szpital na Banacha. Mieliśmy co prawda w swoich zapasach apteczki i leki, ale tego nigdy za wiele. To towar niezwykle cenny – nie tylko dla nas, jeśli coś by się stało, ale też na wymianę, jeśli zaszła by potrzeba. I wtedy, będąc na Ochocie, spotkaliśmy Darka.
            Z Darkiem znamy się od dawna. Był świadkiem na moim ślubie, trzymaliśmy się razem od zawsze, odkąd pamiętam. Gdy zaczęła się ta cała jazda z pierwszymi zachorowaniami utrzymywaliśmy kontakt, który urwał się dopiero wtedy, gdy padły sieci komórkowe. Już wtedy Darek sugerował, abyśmy spróbowali się zebrać do kupy i razem próbować to przetrwać – nic jednak z tego nie wyszło, bo Zośka chciała ratować swoją rodzinę, my z Łukaszem martwiliśmy się o swoich bliskich i temat rozszedł się po kościach… tylko po to, aby kilka lat później spotkać się w zniszczonym, opuszczonym mieście.
            Na początku w ogóle się nie poznaliśmy i mało brakowało a moglibyśmy się rozejść… dopóki nie zobaczyłam Zośki, stojącej trochę za Darkiem. Ona się nie zmieniła… wiadomo, urosły jej włosy, była chudsza i jakaś taka bardziej… zaszczuta, ale poznałam ją od razu. Gdy zdaliśmy sobie sprawę z tego, kim jesteśmy… heh, w ogóle nie zwracaliśmy uwagi na bezpieczeństwo, tyle było radości i szaleństwa. Przyznaję bez bicia, ryczałam jak głupia, zresztą nie tylko ja, Zośka też płakała rzewnymi łzami i nawet faceci się wzruszyli. Jak tylko się uspokoiliśmy Darek postawił sprawę jasno: bez gadania idziemy z nimi! Okazało się, że wraz z kilkoma innymi ocalałymi zrobili sobie niewielką bazę i bezpiecznie funkcjonują tam od kilku miesięcy. Nie trzeba nas było namawiać. Pomogliśmy im tylko w poszukiwaniu jakiś zapasów, bo po to przyszli, i razem udaliśmy się do domu. Tam spotkaliśmy kolejne znajome twarze (Adam i Bartek byli naszymi znajomymi z ogólniaka) i wydawało się, że wszystko będzie dobrze. No i było, do momentu, gdy zostaliśmy zaatakowani przez mutki.
            A teraz mamy nowy dom, w nowym miejscu. Jest nas mniej, jesteśmy w trochę obcej okolicy, ale widzę, że reszta chyba nieźle sobie z tym radzi. Mam wrażenie, że chyba zaczęli zostawiać za sobą te wszystkie nieprzyjemne wydarzenia. Zastanawia mnie to, czy to tylko ja nadal tak przeżywam śmierć Karola i Bartka? Walkę z mutkami? Długą drogę przez śnieg? To, że zostawiliśmy dom, w którym mieliśmy swoje rzeczy, zapasy, który był zabezpieczony? Przy którym zrobiliśmy swój własny ogródek, żeby hodować wiosną i latem warzywa i owoce? A może tylko mi się wydaje, że reszta się z tym pogodziła? Może jednak to wszystko przeżywają.
            Chyba z kimś o tym porozmawiam, ale to już nie dziś. Zaczyna się robić ciemno, przez tę okropną zamieć jest gorzej. Mam dziś jedną z wart, ale na drugą połowę nocy. Może pójdę się położyć już teraz, żeby być bardziej wyspaną na później.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony