środa, 10 września 2014

Warszawa, 13 stycznia 2019 r

Rozmawiałam dziś z Anetą. Ta była chyba nasza pierwsza poważna, szczera rozmowa odkąd się znamy. Nie to, że nigdy z nią nie rozmawiałam… po prostu przed wojną nie utrzymywałyśmy szczególnie bliskich kontaktów. Ot przypadkowe spotkania od czasu do czasu. Najwięcej czasu razem spędziłyśmy na weselu Darka i Zośki. Potem kilka krótkich spotkań, a potem wybuchła wojna… i zobaczyłyśmy się dopiero po jej zakończeniu. Choć od tamtej pory mieszkałyśmy w jednym domu nigdy jakoś nie było okazji urządzić sobie szczerych pogaduch. Zresztą, zawsze wydawało mi się, że Aneta jest osobą bardzo zachowawczą, zrównoważoną, raczej nie okazującą emocji.
W sumie, to miałam racje. Nawet dziś, po tym, jak spędziłam z nią długi czas na rozmowie, nadal mam takie wrażenie. Rozmawiałyśmy o domu, o Darku, o reszcie naszej ekipy, o wszystkich ostatnich wydarzeniach. Jak podejrzewałam wcześniej, Darek rzeczywiście opowiedział Anecie to, czego dowiedzieliśmy się od Ludzi z Puławskiej. Jej podejście do całej sprawy było spokojne i rzeczowe. Co więcej zaryzykowałabym nawet stwierdzenie, że jej podejście jest aż zbyt chłodne. Zwierzyła mi się, że nie widzi żadnej wartości w Dorocie i Janku, uważa ich za zagrożenie i najchętniej wykluczyła by ich z grupy. Przyznam, że byłam tak zaszokowana ostrością jej słów, że zapytałam tylko : „A co z Piotrkiem?”. Powiedziała, że Piotrek powinien kategorycznie zostać z nami, bo ma wtedy większe szanse przeżycia a i dla grupy jego determinacja i rozwaga mogą być korzystne.
Rozmowa z Anetą przyniosła mi i spokój i niepokój. Cieszyłam się, że w końcu się przede mną otworzyła i wiem, co myśli, ale muszę przyznać, że niektóre z jej poglądów są dla mnie trochę straszne. Nie potrafię myśleć takimi kategoriami, jak ona, a już na pewno nie tak stanowczo. Też nie darzę Doroty sympatią i się jej obawiam, ale… chyba nie potrafiłabym tak jednoznacznie powiedzieć, że powinna odejść.

Z innych tematów, to przeszukaliśmy resztę mieszkań w tej klatce schodowej i uporządkowaliśmy suszarnie w piwnicy, aby zrobić tam składzik. Część rzeczy na pewno zabierzemy od razu, resztę schowamy na dole i wrócimy po nie później. Zabawne jest to, że mieszkania są w ogóle nie ruszone, nie ograbione. Zakładam, że tak samo będzie i w innych blokach. Aż mnie korci, żeby je przejrzeć… co prawda to osiedle wielkiej płyty, nie żadne apartamentowce, gdzie można zleźć nie wiadomo jakie cuda, ale dla nas to żyła złota. Myślę, że chyba dlatego te mieszkania przetrwały – potencjalni szabrownicy najwyraźniej założyli, że niema tu nic ciekawego.
Poza blokami jest tu jeszcze jedno miejsce, które mnie korci, choć na razie nie mówiłam o nim Anecie ani Łukaszowi. Niedaleko stąd znajduje się kościół, który przed wojną prowadził liczne i częste zbiórki żywności, ubrań i innych takich dla potrzebujących. Ta żywność to zawsze były puszki, przetwory, które nie psują się szybko i mogą długo leżeć. Cóż, odkąd rzeczy takie przestały być produkowane nie minęło zbyt wiele czasu, więc wiele z nich się jeszcze nadaje. A jeśli nikt nie wpadł na ten sam pomysł co ja, to budynek kościoła może się okazać wspaniałym szwedzkim stołem.

Na razie jednak nie poruszam tego tematu. I tak mamy dużo opcji i musimy zdecydować, co dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony