Dacie wiarę,
że się przeziębiłam? Nie jest to zbyt wesoła sytuacja… w ogóle w teraźniejszym
świecie lepiej nie chorować. Ciężko bowiem zapewnić sobie bezpieczne, stabilne
warunki powrotu do zdrowia. Brak owoców, warzyw, a jak ktoś wierzył w pastylki
to i ich nie uświadczy.
Jednak
wszystkie przypadłości około przeziębieniowe są źle przyjmowane. Wszyscy ci, którzy teraz żyją pamiętają, że
wyniszczenie ludzkości zapoczątkowało się właśnie od epidemii grypy. Dlatego
dużo osób boi się zachorować a jeszcze więcej boi się przebywać w otoczeniu
chorych. Myślę, że ciągle żyjemy w niepewności, czy epidemia się nie powtórzy.
Cóż, nawet jeśli, nie była by na tak wielką skalę. Była by jednak tragedią dla
każdej enklawy, której by się przytrafiła.
Nawet, jeśli
Aneta zaniepokoiła się moim przeziębieniem nic nie powiedziała. Zaproponowała
tylko, abym została dziś w domu i się porządnie wygrzała. Łukasz był wyraźnie
poddenerwowany i ciągle pytał, czy czegoś nie potrzebuje, czy czegoś nie chcę…
W końcu udało mi się ich wygonić i zostałam sama.
Tak prawdę
mówiąc nie czuje się jakoś bardzo źle, czuję się dobrze, nawet ciężko mówić o
przeziębieniu. Ot, złapał mnie tylko ból gardła. Ale, lepiej dmuchać na zimne.
Aneta z Łukaszem poszli na dalsze przeszukiwania a ja zostałam sama w domu.
Pamiętam
czasy, gdy jako dziecko a potem nastolatka nie lubiłam zostawać sama. Mam
nadzieję, że za jakiś czas, gdy ludzkość wróci do normy i jakiś nastolatek
przeczyta te słowa oburzy się: „Jak można nie lubić zostawać samemu w domu?
Wolna chata jest super, starzy wybyli, można zrobić imprezę!” Wielu nastolatków
przed wojną też tak myślało. Ja nie musiałam, bo moi rodzice zawsze byli bardzo
przychylni zapraszaniu moich znajomych a jak chciałam zorganizować imprezę i
mieć wolną chatę to też mogłam się z nimi dogadać. Czasami fajnie było mieć dom
tylko dla siebie. Mogłam puścić wtedy bardzo głośno muzykę, rozwalić się w
pokoju rodziców na kanapie i oglądać filmy na ich telewizorze. Ale to było
zawsze fajne tylko przez kilka godzin. Później zaczynało mi się przykrzyć.
Najgorzej było zimą, jesienią oraz wieczorami. Gdy zapadał zmierzch i osiedle
powoli się uciszało czułam się niepewnie.
Przyznam się,
że teraz jest podobnie.
Chociaż
warkotu silników samochodów i autobusów nie słyszałam już od wielu lat właśnie
dziś ich brak jest zauważalny. Siedzę w pomieszczeniu, które dawno temu, w
innym świecie, było moim pokojem i wszystko tu jest znajome ale jednocześnie
obce. Wypaczone. Meble są zakurzone. Żadne z urządzeń nie działa. Mimo środka
dnia zza okna nie dobiegają różne, prozaiczne dźwięki – silniki samochodów,
rozmowy dorosłych, pokrzykiwania dzieci, szczekanie psa. Słychać tylko ptaki.
Na drzewach pod moim oknem gniazda miały sroki. Zanim wyprowadziłam się z domu słyszałam
je codziennie, gdy swoimi ostrymi, krzykliwymi głosami przekazywały sobie swoje
ptasie wiadomości. Dziś ich skrzeki brzmią nienaturalnie.
Gdyby to był
dzień w tamtym świecie, i byłabym sama w domu to nie było by źle. Wzięłabym
prysznic, coś zjadła, posprzątała trochę, obejrzała film, poczytała książkę,
pograła na kompie. Dziś jednak nie mogę zrobić części z tych rzeczy. Teraz jestem
w innym świecie i po prostu się boję. Anety i Łukasza nie ma dopiero chwilę,
może kilkanaście minut, może godzinę a ja chcę, żeby wrócili. Przysłuchuje się
uważnie każdemu dźwiękowi bo nie wiem, co mogę usłyszeć. Cisza nowego świata
dziś wydaje mi się szczególnie straszna.
Mam tego tak
bardzo dość. Dlaczego to wszystko musiało się stać? Dlaczego świat musiał się
skończyć? Teraz my i inni ocalali jesteśmy nie tylko ostatnimi z ludzi ale i
pionierami nowej cywilizacji. To straszne i ciężkie brzemię. Nie wiem, czy chcę
je dźwigać.
MW: Nastrojowe refleksje w starym mieszkaniu. Ciekawe co ich podtrzymuje na duchu? Oby mróz ze śniegiem nie odcięli ich od reszty ekipy, to był by ciężki przypadek.
OdpowiedzUsuń