sobota, 6 września 2014

Warszawa, 12 stycznia 2019 r.

Noc przebiegła nam bez żadnych wydarzeń. Trzymałam wartę jako pierwsza. Siedziałam w oknie i obserwowałam osiedle. Kiedyś lubiłam to robić, wtedy jednak osiedle, nawet w środku nocy, było jasne bo rozświetlone lampami oraz światłem z okien w blokach. Ta okolica nigdy nie była też szczególnie ruchliwa, ale nawet nocą można było usłyszeć przejeżdżające autobusy, samochody… było tu życie. Teraz go nie ma. Mam aż wrażenie, że jesteśmy tutaj intruzami.
Nasz plan na dzień dzisiejszy to dokładna eksploracja mieszkań w całej klatce. Wygląda na to, że nikt ich nie ruszał, więc pewnie znajdziemy mnóstwo fantów. Mieszkanie moich rodziców ewidentnie nie było odwiedzane od lat więc pewnie i tu możemy znaleźć coś dobrego. Ani Łukasz ani Aneta nie przeszukali szafek i nawet tego nie zasugerowali. Jestem im za to wdzięczna.

Zaczynamy od góry. Postanowiliśmy, że przeszukamy tyle mieszkań, ile tylko damy radę, jak czas pozwoli również skrytki na półpiętrach i piwnice. W piwnicy tak naprawdę chcielibyśmy zrobić skrytkę na wszystko to, co będzie wartościowe, a czego nie będzie można ze sobą zabrać. Ale to dzielenie skóry na niedźwiedziu. Na razie mieszkania. Zaczynamy od najwyższego, szóstego piętra. Na każdym poziomie są trzy mieszkania, więc zdecydowaliśmy, że jedno mieszkanie = jedna osoba. Mi przypadło w udziale mieszkanie państwa … a, to nawet nie ważne. Pewnie ani oni ani nikt z ich bliskich już dawno nie żyje. Pewnie jestem jedyną osobą, która ich pamięta.

Zrobiło się już ciemno, więc skończyliśmy szperanie. Zima rzeczywiście nie sprzyja takim wyprawom, ale trzeba przyznać, że udało się nam całkiem nieźle obłowić. Znaleźliśmy mnóstwo leków, opatrunków, bandaży, wszystkiego, co potrzebne do ‘apteczki’. Całkiem sporo suchej albo zakonserwowanej żywności. Oraz mnóstwo, mnóstwo drobiazgów, które każdy kiedyś trzymał w domu a na chwilę obecną są nieocenione: baterie, taśma izolacyjna, otwieracze do butelek, korkociągi, nożyczki, magnesy, kawałki drutu, podstawowe narzędzia. Tak naprawdę, teraz to się wszystko przyda. Zbieraliśmy jednak to, co najważniejsze. Część pakowaliśmy od razu do plecaków a to, co trudno było by nosić ze sobą na razie schowaliśmy w mieszkaniu moich rodziców.

Choć ani Łukasz ani Aneta o tym nie mówili, postanowiłam przejrzeć znajdujące się tu rzeczy. Starałam się skoncentrować tylko na szukaniu przydatnych fantów, ale co i raz wpadały mi w ręce rzeczy przypominające o przeszłości. Niedokończony zeszyt krzyżówek. Młynek do kawy. Książka przy łóżku, z zakładką w środku. Ręczniki w łazience. Maszynka do golenia. To wszystko, co tu jest wzbudza tak wiele wspomnień. Kiedy ostatni raz widziałam rodziców, nawet się nie spodziewaliśmy, że za kilka dni rozpęta się ta straszna epidemia i, że widzimy się po raz ostatni. Pożegnałam się z nimi wtedy, jak zwykle: „Do zobaczenia!”, ale nigdy już ich nie zobaczyłam. Nie wiem nawet, czy są gdzieś pochowani. Nie wiem, gdy umarli w szpitalu, czy gdzieś indziej. Nie wiem… mam tylko nadzieję, że umarli spokojnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony