Noc przebiegła
nam bez żadnych wydarzeń. Trzymałam wartę jako pierwsza. Siedziałam w oknie i
obserwowałam osiedle. Kiedyś lubiłam to robić, wtedy jednak osiedle, nawet w
środku nocy, było jasne bo rozświetlone lampami oraz światłem z okien w
blokach. Ta okolica nigdy nie była też szczególnie ruchliwa, ale nawet nocą
można było usłyszeć przejeżdżające autobusy, samochody… było tu życie. Teraz go
nie ma. Mam aż wrażenie, że jesteśmy tutaj intruzami.
Nasz plan na
dzień dzisiejszy to dokładna eksploracja mieszkań w całej klatce. Wygląda na
to, że nikt ich nie ruszał, więc pewnie znajdziemy mnóstwo fantów. Mieszkanie
moich rodziców ewidentnie nie było odwiedzane od lat więc pewnie i tu możemy
znaleźć coś dobrego. Ani Łukasz ani Aneta nie przeszukali szafek i nawet tego
nie zasugerowali. Jestem im za to wdzięczna.
Zaczynamy od
góry. Postanowiliśmy, że przeszukamy tyle mieszkań, ile tylko damy radę, jak
czas pozwoli również skrytki na półpiętrach i piwnice. W piwnicy tak naprawdę
chcielibyśmy zrobić skrytkę na wszystko to, co będzie wartościowe, a czego nie
będzie można ze sobą zabrać. Ale to dzielenie skóry na niedźwiedziu. Na razie
mieszkania. Zaczynamy od najwyższego, szóstego piętra. Na każdym poziomie są
trzy mieszkania, więc zdecydowaliśmy, że jedno mieszkanie = jedna osoba. Mi
przypadło w udziale mieszkanie państwa … a, to nawet nie ważne. Pewnie ani oni
ani nikt z ich bliskich już dawno nie żyje. Pewnie jestem jedyną osobą, która
ich pamięta.
Zrobiło się
już ciemno, więc skończyliśmy szperanie. Zima rzeczywiście nie sprzyja takim
wyprawom, ale trzeba przyznać, że udało się nam całkiem nieźle obłowić.
Znaleźliśmy mnóstwo leków, opatrunków, bandaży, wszystkiego, co potrzebne do ‘apteczki’.
Całkiem sporo suchej albo zakonserwowanej żywności. Oraz mnóstwo, mnóstwo
drobiazgów, które każdy kiedyś trzymał w domu a na chwilę obecną są
nieocenione: baterie, taśma izolacyjna, otwieracze do butelek, korkociągi,
nożyczki, magnesy, kawałki drutu, podstawowe narzędzia. Tak naprawdę, teraz to
się wszystko przyda. Zbieraliśmy jednak to, co najważniejsze. Część pakowaliśmy
od razu do plecaków a to, co trudno było by nosić ze sobą na razie schowaliśmy
w mieszkaniu moich rodziców.
Choć ani
Łukasz ani Aneta o tym nie mówili, postanowiłam przejrzeć znajdujące się tu
rzeczy. Starałam się skoncentrować tylko na szukaniu przydatnych fantów, ale co
i raz wpadały mi w ręce rzeczy przypominające o przeszłości. Niedokończony
zeszyt krzyżówek. Młynek do kawy. Książka przy łóżku, z zakładką w środku.
Ręczniki w łazience. Maszynka do golenia. To wszystko, co tu jest wzbudza tak
wiele wspomnień. Kiedy ostatni raz widziałam rodziców, nawet się nie
spodziewaliśmy, że za kilka dni rozpęta się ta straszna epidemia i, że widzimy
się po raz ostatni. Pożegnałam się z nimi wtedy, jak zwykle: „Do zobaczenia!”,
ale nigdy już ich nie zobaczyłam. Nie wiem nawet, czy są gdzieś pochowani. Nie
wiem, gdy umarli w szpitalu, czy gdzieś indziej. Nie wiem… mam tylko nadzieję,
że umarli spokojnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz