Obudziłam się,
jest jeszcze ciemno. Nie wiem, która może być godzina. Po prostu wstałam,
zebrałam swoje rzeczy i zeszłam na dół. Wyjrzałam z ciekawości na wschód,
słońce dopiero powoli wstaje. Poczekam jeszcze trochę i wyruszę. Wczoraj nie
został poruszony temat mojej wyprawy, więc nie wiem, co z tego będzie. Na razie
sprawdzę po raz ostatni, czy mam wszystko, zjem śniadanie i wypiję coś ciepłego
a potem ruszę.
Plecak gotowy,
broń też. Dostałam łuk i strzały, mam moją ‘maczugę’, zapasowy nóż. Ubrałam się
ciepło, wygodnie. Zabrałam okulary przeciwsłoneczne, jeśli słońce będzie dziś
świecić tak mocno jak przez ostatnich kilka dni bardzo mi się przydadzą. Mam
nadzieję na dobrą pogodę tym bardziej, że będę szła na północny zachód – będę miała
słońce za plecami.
Niedługo mogę
ruszyć. W domu zaczyna się życie, reszta powoli budzi się albo idzie spać po
wartach nocnych. Jak na razie nikt mnie nie zaczepił, więc mniemam, że albo nie
wiedzą o mojej wyprawie albo wiedzą, ale nie mają żadnych komentarzy. Bardzo
chciałabym wiedzieć, co Łukasz o tym wszystkim myśli a co najważniejsze, bardzo
chciałabym, żeby ze mną poszedł. W ogóle nie chcę iść sama, ale najbardziej
zależy mi na jego towarzystwie. Coraz bardziej za nim tęsknie, choć niby
jesteśmy tak blisko i niby się pogodziliśmy.
Przysiadła się Aneta. Patrzy na mnie uważnie,
czeka, aż skończę pisać.
Mam tylko
chwilę. Idzie ze mną Aneta i… Łukasz! Prawie się popłakałam z radości!
Zatrzymaliśmy
się na mały postój. Przeszliśmy około trzech kilometrów, tak przynajmniej
wskazuje mapa. Łukasz, cały Łukasz, zabrał ze sobą jedną. Co z tego, że jest
nieaktualna, a ja znam okolicę jak własną kieszeń, on się bez mapy nie rusza.
Postanowiliśmy
pójść trasą okrężną. Będzie nas to kosztowało kilka kilometrów wędrówki, ale
przynajmniej jest bezpieczniej. Idziemy drogą, możemy się schować za murami,
idziemy praktycznie po mieście, choć nie ma tu zabudowy takiej, jak w
śródmieściu. Gdybyśmy stawiali na szybkość musielibyśmy iść przez las. Nawet ja
nie jestem tak szalona i lekkomyślna, żeby to proponować.
Zatrzymaliśmy
się na postój przed ogromnym hipermarketem. Jesteśmy w miejscu gdzie przed
wojną mieścił się ogromny hipermarket z małym pasażem handlowym, równie ogromny
hipermarket budowlany, oraz kilka sportowych i sklep z elektroniką.
Postanowiliśmy wspólnie, że obejdziemy je, nie będziemy wchodzić na ich teren. Pewnie
już dawno temu zostały całkowicie zrabowane no i istnieje ryzyko, że coś albo
ktoś się w nich zadomowił. Coś, albo ktoś, kto nie koniecznie mógłby być dla
nas przyjazdy.
Mamy niezły
czas wędrówki. Słońce już wstało, nadal mamy je za plecami. Jest całkiem
ciepło. Liczę, że na miejsce dotrzemy przed zapadnięciem zmroku. Mamy do
pokonania mnie więcej taką samą odległość z tym, że teraz wchodzimy w inny
teren i będziemy musieli być bardziej ostrożni. Nasz plan jest taki, żeby
znaleźć dobre miejsce na nocleg i tam zrobić bazę. Liczę, że mój dom się takim
miejscem okaże.
Chciałabym móc
na spokojnie wszystko opisać, ale nie wiem, czy będę miała czas. Podróż
przebiegła nad wyraz spokojnie. Jedynie ze mną było… sama nie wiem, jak
określić to, co się ze mną działo. Im bliżej byliśmy mojego domu tym dziwniej
się czułam. To był jakiś smutek, i radość jednocześnie… Wszystko tu jest takie
znajome, ale i obce.
Mieszkanie
moich rodziców było nie ruszone. W ogóle całe osiedle wydaje się być nietknięte
przez wojnę. Żywopłoty, przed wojną zawsze przycinane rozrosły się przez te
kilka lat. W niektórych budynkach są wybite szyby. Ale same bloki… choć puste i
martwe wydaje się całkowicie nie ruszone.
Weszliśmy na
klatkę schodową otwierając drzwi wytrychem. Potem na piąte piętro i znowu
trzeba było otworzyć drzwi wytrychem. Zdumiało mnie to, że na każdym piętrze
wszystkie drzwi były pozamykane. Zupełnie, jak gdyby było wszystko w porządku.
Tylko schody i podłoga były trochę zakurzone.
Drzwi do
mojego domu otworzyłam bez problemu. Trochę się zaniepokoiliśmy na dźwięk, jaki
wydało przy otwieraniu, ale nic się nie stało. Weszliśmy do sieni. Było tam
ciemno i czuć było zastanym powietrzem. I tu zebrała się warstwa kurzu, ale
wszystko wydawało się nie ruszone. W samym mieszkaniu było dokładnie tak samo.
Gdyby nie ten kurz można by pomyśleć, że rodzice są w domu, albo po prostu
wyszli na chwilę, na spacer czy do sklepu po jakiś drobiazg.
Aneta z
Łukaszem zostawili mnie samą, za co jestem im wdzięczna. Nie wiem, czym się
zajmują, chyba zabezpieczają drzwi na noc. Siedzę w swoim pokoju. Nic się tu
nie zmieniło. Rozszczelniłam okno, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Na
biurku nadal stoi monitor komputera, sam komputer na podłodze. Dawno już nie
działają.
Sama nie wiem,
czemu chciałam tu przyjść. Teraz mam trochę wrażenie deja vu sprzed kilku
tygodni, jak weszłam do domu Julii. Znowu się tak dziwnie czuje, ale teraz…
nawet bardziej.
Będziemy tu
dziś spać. Podzieliliśmy się na warty. Ja biorę pierwszą. Mogłabym ją spędzić
na dalszym pisaniu, ale… chcę byś sama. Ze sobą. Po prostu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz