Dziś mija
drugi dzień z wyznaczonego tygodnia, po którym mamy się spotkać z Ludźmi z
Puławskiej. Znowu udało mi się porozmawiać z Łukaszem i próbowałam go
przekonać, że można mi zaufać i że chcę pójść na następne spotkanie. Nie dał mi
konkretnej odpowiedzi, więc nie wiem na czym stoję, ale jest jeszcze kilka dni.
Wczoraj miałam
taki pomysł, że pójdę też porozmawiać z Darkiem, ale gdy już próbowałam się za
to zabrać, przypomniało mi się, jak mi groził. Nie wiem czemu, ale tak się tego
przestraszyłam, że koniec końców nie poszłam do niego. Co więcej, w pewnym
momencie zdałam sobie sprawę z tego, że nawet zaczęłam go unikać.
Miałam takie
podejrzenia, że Łukasz z Darkiem boją
się rozłamu w grupie a teraz zaczynam zdawać sobie sprawę z tego, że ja
też się tego trochę boje. Nie podzielenia grupy jako takiej, ale tego, że
zostanę z niej wykluczona. Mam wrażenie, że tak się może stać, że tak się już
dzieje.
Przez te
wszystkie myśli naszła mnie ogromna ochota na odwiedzenie domu. Mojego domu,
tego sprzed wojny. Miejsca, gdzie dorastałam, chodziłam do szkoły, mieszkałam z
rodzicami. To całkiem niedaleko. Sprawdziłam na mapie, w linii prostej to około
5 km. Idąc ulicami, albo pomiędzy blokami pewnie z 7. W każdym razie nie
daleko. Co prawda, teraz w śniegu i gdy trzeba by iść ostrożnie, powoli,
rozglądać się, przemykać w cieniu budynków i zacierać za sobą ślady to wyprawa
na cały dzień… ale przecież tyle razy chodziłam tą drogą na piechotę, gdy nie chciało
mi się jechać zatłoczonym autobusem! Znam wszystkie ścieżki, różne wersja
trasy.
Tęsknie do
domu, do rodziców. Zawsze kochałam okolicę, w której dorastałam, było tam
mnóstwo trawników, drzew i krzewów. Osiedle było spokojne, w sklepach od wielu
lat pracowali ci sami ludzie. Miałam piękny widok z okna.
Nie byłam w
domu… sama nie wiem jak dawno. Ostatni raz jeszcze zanim zaczęły się
zachorowania. Byłam już wtedy przecież po ślubie, mieszkaliśmy już z Łukaszem ‘na
swoim’. Nawet nie pamiętam, kiedy i po co ostatni raz byłam w rodzinnym domu.
To mogło być pod koniec lata, na początku jesieni… później zachorowania
sięgnęły zenitu, zaczęła się wojna. Rodzice już wtedy nie żyli a my z Łukaszem
uciekaliśmy z miasta. Nawet po powrocie, po wojnie nie wróciłam do domu.
Ciekawe, jak zmieniło się osiedle? Czy bloki w ogóle jeszcze stoją? Czy moje
mieszkanie zostało ograbione? Czy może gdybym tam weszła, zastałabym wszystko
tak, jak zostawiłam po ostatnim wyjściu, tylko zakurzone, bo nie było komu
zetrzeć pyłu z mebli?
Chcę do domu.
MW: Czyżby samotna wyprawa wisiała w powietrzu? To może być kropla która doprowadzi do rozładowania napięcia w grupie... z innej beczki zastanawiam się co oni mają w plecakach? W sensie jaki ekwipunek nazbierali do tej pory?
OdpowiedzUsuńDzięki za komentarz! :)
UsuńWszystko okaże się w najbliższym czasie, nie będę uchylać rąbka tajemnicy ;)
Postaram się w kolejnych częściach poświęcić ekwipunkowi dłuższą chwilę, więc odpowiedź na Twoje pytanie znajdzie się w tekście a nie w komentarzach.