Mało dziś
spałam, prawie w ogóle. Ciągle nie mogłam przestać myśleć o wszystkich tych
wydarzeniach. Plusem tego jest jednak tylko to, że doszłam do pewnego wniosku.
Wydaje mi się,
że Darek z Łukaszem boją się rozłamu w naszej grupie. Nie jesteśmy, co prawda,
zbieraniną przypadkowych ludzi, wszyscy mniej lub bardziej od wielu lat, ale
muszę przyznać, że przed wojną nas jakieś szczególne więzi nie łączyły. Darka
znam od zawsze, Anetę poznałam dopiero na jego ślubie z Zośką. Z Adamem trzymam
się od ogólniaka. Kynkowie, czyli Dorota z Jankiem i Piotrek byli sąsiadami
Darka i Zośki przez wiele lat. Nasze znajomości nie są w sumie przypadkowe, ale
te więzi… mam wrażenie, że są na tyle kruche, że mogłyby się porozpadać.
Nie wiem, czy
to rzeczywiście ta kwestia, nie wiem również, co by było złego w rozłanie. Bo
wydaje mi się, że gdyby do takowego doszło, to i tak pewnie rozdzielilibyśmy
się na rodzinę Kynków i resztę. Może to trochę okrutne i niewłaściwe, ale
wydaje mi się, że to nie było by do końca złe. Ta, jak bardzo lubię Piotrka i
nawet nie mam nic do Janka to po prostu boję się Doroty. Nie jest ona jakaś
straszna, przerażająca w takim dosłownym znaczeniu tych słów. Po prostu jest…
nieobliczalna. I tego się w niej boję.
Chciałabym
zrozumieć, co dzieje się teraz w naszej grupie.
Dzisiejszy
dzień był leniwy i spokojny. Łukasz i Darek zachowują się całkowicie normalnie,
reszta też sprawia wrażenie, że nic się nie dzieje. Tylko ja ciągle biję się z
myślami. Dorwałam więc Łukasza i powiedziałam mu krótko, że przepraszam za to,
co zrobiłam, że rozumiem, że może czuć się zdradzony. Powiedziałam też o moim
podejrzeniu, że obawia się rozłamu w grupie i zarzuciłam mu, że w momencie, gdy
razem z Darkiem odsuwają się ode mnie i mnie ignorują, zaczynają doprowadzać do
pierwszej rysy, która takim rozłamem może się skończyć.
O dziwo Łukasz
wysłuchał mnie do końca i nawet ze mną porozmawiał. Nie powiedział, co prawda,
czy moje podejrzenia są słuszne, powiedział jednak, że ma mi za złe, że
złamałam dane słowo. Dużo czasu spędziliśmy na mówieniu o tym, czy dobrze jest,
żeby ukrywać niektóre informacje przed resztą grupy. Zapytałam go, jakie mamy
prawo, on, Darek czy ja, żeby mienić się przywódcami, którzy zachowują dla
siebie istotne szczegóły i dzielą się z reszta tylko tym, co uważają za
słuszne. Dodałam jeszcze, że takie zachowanie może mogło by mieć rację bytu w
sytuacji kryzysowej, nagłej, albo kilka lat temu, gdy to całe piekło się dopiero
zaczynało. Ale teraz? W momencie, gdy już się oswoiliśmy z tym światem? Gdy
wiem, jakie są zagrożenia, gdy mamy opracowane różne plany? Czy w takim
momencie nie powinnyśmy bazować na wspólnych, obgadanych decyzjach? Nic nie
ukrywać i pozwolić każdemu zadecydować o swoim losie?
Łukasz
odpowiedział, i twierdził, że to też zdanie Darka, że nawet teraz nie możemy
sobie na coś takiego pozwolić. Stwierdził, że sytuacja kryzysowa czy nie,
rozwlekanie podejmowania decyzji nigdy nie jest dobrym pomysłem, a tak może się
stać, jeśli będziemy o wszystkim informować resztę. Wyszedł tu znowu temat
Doroty, okazało się, że Łukasz myśli o niej podobnie, jak ja… W każdym razie
podsumował, że mimo wszystko są tematy, o których lepiej nie mówić reszcie i
jeśli są jakieś decyzje, które można podjąć bez konieczności przedstawienia
całej sytuacji a potem spędzenia mnóstwa czasu na dywagacjach to trzeba tak
robić i się nie rozdrabniać.
Z jednej
strony coś w moim wnętrzu się strasznie buntowało, ciągle miałam w głowie
hasła: nie możesz decydować o życiu innych!, i tym podobne, ale jednocześnie…
jednocześnie się z nim zgadzałam. Jednocześnie czułam, że ma rację, że mimo
wszystko lepiej, żeby niektóre decyzje podjąć bez ingerencji innych.
Dopiero później
zdałam sobie sprawę, że tak jest lepiej, bo w ten sposób chronimy przede
wszystkim siebie, Łukasz, Darek i ja. No, Darek przy okazji chroni dzięki temu
Zośkę. Mogę się założyć, że pewnie mi o tym nie mówił, a Łukaszowi tak, choć on
o tym nie wspomina, ale jestem pewna, że Darek o wszystkim, czego się
dowiadujemy mówi Anecie. Z tym, że Aneta pewnie podziela zdanie o tym, że takie
wiadomości powinny być zachowane tylko dla nas i, że w związku z tym, my
podejmujemy największe decyzje. Anecie ciężko nie ufać. Jest z nas najbardziej
odpowiedzialna, najtwardsza, najsilniejsza. Tak między bogiem a prawdą gdybyśmy
mieli wybierać jakiegoś przywódcę uważam, że powinna nim zostać Aneta. Ta
kobieta po prostu urodziła się do bycia liderem. No i ma jakąś taką charyzmę…
Tak jak napisałam – ciężko jej nie zaufać.
Później zdałam
sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy. Gdy zaczęły się pierwsze przypadki
zachorowań, gdy rozpoczęła się wojna, gdy działania zbrojne się skończyły a
wraz z nimi świat i stanęliśmy przed zniszczeniami, mutantami i bandami
rozbójników, wszystko było intensywne, działo się jedno po drugim czasem nie
było dnia, nawet godziny, nawet minuty wytchnienia. Ciągle w biegu, ciągle w
poczuciu zagrożenia, ciągle na czujce, zestresowani, napięci.
A później, gdy
udało się nam spotkać, zebrać do kupy, zrobić bazę w domu Darka i Zośki,
wszystko rozplanować, zrobić zapasy… nastał taki czas spokoju, stagnacji. Mam
teraz takie wrażenie, że poczuliśmy się zbyt pewnie, zastały się nam kości, straciliśmy
czujność. A nie powinniśmy byli. To doprowadziło nas do sytuacji, w której
teraz jesteśmy.
Może więc
Łukasz z Darkiem mają rację? Może naprawdę musimy zmienić styl życia. Z tego
statycznego, powolnego na bardziej dynamiczny?
Choć rozmowa z
Łukaszem przebiegła dobrze i można powiedzieć, że się pogodziliśmy, to czuję,
że nadal jestem wykluczona z tego, co oni wiedzą. Mam nadzieję, że zaufają mi
ponownie na tyle, żeby znowu dzielić się ze mną informacjami. Zapracuję na to,
chcę tego zaufania. Wiem już za dużo i teraz, gdy zostałam odcięta od nowych
informacji oraz od możliwości podejmowania jakiś decyzji… jestem bardziej niespokojna,
po prostu się boję.
Pogoda
zaczynam nam dopisywać. Słońce świeci już coraz śmielej, jest cieplej, przyszła
odwilż. Śnieg topnieje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz