sobota, 16 sierpnia 2014

Warszawa, 6 stycznia 2019 r.

Wczoraj niewiele napisałam o tym, jak wyglądał nas powrót do domu. Nie bardzo miałam siłę. Nawet teraz ciężko mi wracać myślami do wczorajszego dnia. Nie chcę o tym myśleć.
W każdym razie, umówiliśmy się z Ludźmi z Puławskiej, że spotkamy się ponownie, znowu w południe, za dwa dni. Uznaliśmy, że tyle czasu wystarczy, żebyśmy przedyskutowali trochę sytuacje z naszą ekipą i zdecydowali, co dalej. Zanim odeszliśmy Jurek powiedział, a reszta mu od razu przytaknęła, że rozmawiali już ze swoimi na nasz temat i wstępnie padła propozycja, żebyśmy się do nich przyłączyli, albo oni do nas. Co prawda w sytuacji, gdy musieliśmy opuścić naszą bazę oni zapraszają nas do siebie. Ja nic nie powiedziałam, Darek kiwnął tylko głową i powiedział, że przedyskutujemy to. Rozeszliśmy się z ciepłymi słowami na ustach. Pani Jolanta przytuliła nas oboje na pożegnanie i, co mnie bardzo zdziwiło, wcisnęła każdemu w rękę po batoniku zbożowym. Nie takim starym, sprzed wojny, ale robionym teraz z dzikich nasion, suszonych owoców sklejonego miodem. Ludzie z Puławskiej prawie zawsze mieli na wymianę nasiona albo owoce. Nie mówili zbyt dużo, w końcu i oni chcieli mieć swoje tajemnice, ale zawsze domyślaliśmy się, że przy swojej bazie mają pola i drzewa owocowe.
Droga powrotna przebiegła nam w ciężkiej atmosferze. Darek z taką dokładnością zacierał nasze ślady, że aż wprawiło mnie to w niepokój. Ciągle przypominał mi, abym się dokładnie rozglądała i nasłuchiwała. Wracaliśmy długo, bo zmusił mnie, abyśmy szli na około, klucząc długo. Byłam przerażona jego zachowaniem.
Uspokoił się dopiero, gdy doszliśmy do domu. Zanim jednak weszliśmy w zasięg widoku z okien, skryliśmy się na jednym z podwórek, w samym rogu ogrodzenia. Zapadł już zmrok, ale gwiazdy świeciły jasno, dając choć trochę światła. To była noc przed nowiem, więc mogliśmy liczyć tylko na ich światło. Rozumiałam, że Darek chce w końcu porozmawiać o tym, co usłyszeliśmy, ale nie spodziewałam się tego, jak się zachowa. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć złapał mnie za fraki kurtki i potrząsnął mną mocno.
„Ani waż mi się cokolwiek pisnąć!” Nie krzyknął na mnie, jego głos przypominał raczej syknięcie. Napięcie i strach, który towarzyszył mi przez całą drogę wzmogły się. Spojrzałam w oczy Darka i zobaczyłam w nich… sama nie wiem co, ale nie było to nic dobrego. Groźba? Obłęd? Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Kiwnęłam tylko głową, byłam zbyt sparaliżowana, żeby zrobić coś innego. A Darek mówił dalej. Kazał mi przysiąc, że tym razem nic nie powiem. Mogę mówić, że się spotkaliśmy, wspomnieć o dzikach, powiedzieć, że możliwe, że będziemy się wymieniać na fanty. Powiedział, że sam opowie, dlaczego Ludzie z Puławskiej wywiesili czerwoną flagę, i jak ktoś mnie o to zapyta, mam swoimi słowami powtórzyć to, co on powiedział.
Bałam się go wtedy, naprawdę się bałam. Znam Darka od… sama nie wiem, jak dawna. Pamiętam go jako chłopaka z kijkiem udającym pistolet, gdy bawiliśmy się w policjantów i złodziei. Jako nastolatka, gdy uciekaliśmy z lekcji na wagary, jako młodego mężczyznę, który z błyszczącymi oczami opowiada mi, że poznał fajną dziewczynę i chce ją przyprowadzić na najbliższą imprezę…
Teraz jego oczy też błyszczały, ale zupełnie inaczej niż wtedy. Patrzyłam na te oczy, które myślałam, że znam i się bałam. Wszystkie słowa, które wypowiadał, mówił tym strasznym, syczącym szeptem, każdemu słowu towarzyszyło mocne potrząśnięcie. W którymś momencie uderzyłam plecami o ścianę. Bardziej to usłyszałam, niż poczułam. To łupnięcie musiało i jego ocucić. Puścił mnie, ale nadal patrzył z tą mieszaniną złości i obłędu. Syknął coś jeszcze pod nosem, po czym odsunął się i wskazał mi ręką dom. Ruszyłam przodem, a on szedł za mną, zacierając ślady.
W domu powiedział o dzikach, fantach. Na pytanie o czerwoną flagę odpowiedział, że stado dzików było bardzo duże i może stanowić zagrożenie oraz, że wraz z tropami Ludzie z Puławskiej znaleźli ślady ludzi, pewnie jakiś myśliwych a jako, że w okolicy nikt inny nie mieszka nie wiemy, jakie zamiary mają ci nowi. Darek mówił spokojnie, w ogóle nie było w nim tego szaleństwa sprzed kilkunastu minut. Nie zostałam do końca spotkania, powiedziałam, że jestem zmęczona wędrówką i chcę się położyć.
Dziś nic robię, oprócz pisania, bo w nocy mam wartę, więc mogę odpoczywać. Darek na razie nie poruszył tematu przyłączenia się do Ludzi z Puławskiej. Reszta ekipy zachowuje się normalnie, niczego nie podejrzewają.
Wśród rzeczy znalazłam ten batonik od Pani Jolanty, którego wczoraj nie mogłam przełknąć. Jest nieziemski. Miód, rodzynki, owies… jest tu też chyba trochę orzechów. Powinnam zachować go na jakąś podróż, bo jest bardzo pożywny, dodaje energii. Ale nie chcę. Wolę go zjeść teraz, w cieple domu, popić ciepłym piciem.

Myślałam, że nasze życia nie mogą się bardziej komplikować. 

4 komentarze:

  1. Robi się coraz ciekawiej... :)
    Przypomina mi się doskonała gra komputerowa "The Walking Dead".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, cieszę się, że trafiłam w Twoje gusta :)

      Nie grałam w "The Walking Dead" ale znam komiksy i, niestety, serial. Czy to ta sama 'marka'?

      Usuń
    2. Ta sama marka, ale o klasę wyższa od serialu, nie wiem jak w wypadku komiksu :P

      Usuń
    3. Komiks też jest o klasę lepszy od serialu, więc myślę, że i komiks i gra mogą być porównywalnie dobre :) Aczkolwiek komiksu nigdy nie przeczytałam do końca, więc nie wiem :P

      Usuń

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony