Jestem zmęczona, ale i tak
zdecydowałam się napisać kilka słów. Mam wrażenie, że muszę pisać tak długo,
jak tylko mam do tego zapał, bo boję się, że po kilku tygodniach może
całkowicie przestać mi się chcieć.
Dziś była moja kolej wyjść w miasto. Wyruszyliśmy wraz z Zośką i Darkiem, gdy jeszcze było ciemno. Niestety, w nocy spadło dużo śniegu i wędrówka była trudna, nie tylko ze względu na warunki ale i dlatego, że zostawialiśmy dużo śladów.
Dziś była moja kolej wyjść w miasto. Wyruszyliśmy wraz z Zośką i Darkiem, gdy jeszcze było ciemno. Niestety, w nocy spadło dużo śniegu i wędrówka była trudna, nie tylko ze względu na warunki ale i dlatego, że zostawialiśmy dużo śladów.
Ciężko
na raz opisać wszystko, więc może zacznę od tego.
Gdy
skończyła się wojna, skończyło się wszystko, co znaliśmy. Nie ma już
elektryczności, internetu, telefonów komórkowych. Podróż samochodowa tez bywa
problematyczna. Ale to nie te wszystkie braki są najgorsze. Najgorsze jest to i
ci, co zostało/li po wojnie. Wrogiem ocalałych nie jest zniszczony świat, w
którym trudno o jedzenie, ale jego mieszkańcy, ludzcy i nieludzcy.
Nie
wiem, których obawiam się bardziej. III Wojna Światowa, nie była, jak wielu się
obawiało atomowa (i całe szczęście!). Sama dokładnie nie wiem, co poszło w
ruch, ale pewnym jest, że wiele państw sięgnęło po broń biologiczną. Bardzo
wstrętną broń biologiczną. Szczęśliwcy umarli szybko, ci mniej szczęśliwi
umierali wyniszczani nowymi, stworzonymi w laboratoriach chorobami. Pierwsza
fala zarażeń zabrała część mojej rodziny. Cholera, nawet teraz, po tym
wszystkim, co widziałam, to wspomnienie jest straszne i bolesne.
Niektórzy
przetrwali choroby, ale zostały im straszne pozostałości – zniszczone organy,
ślepota, głuchota, choroby psychiczne… lista skutków ubocznych jest szalenie
długa. Ale najgorsze było to, że niektóre z tych wirusów czy może bakterii, nie
wiem, mutowały. Przenosiły się z ludzi na zwierzęta i w drugą stronę i
mutowały. Mutowały je próby leczenia, ciągłe przenoszenie się z jednego
zarażonego na drugiego. I powstały… nazywamy je po prostu mutantami. U niektórych
widać cechy ludzkie,
u innych zwierzęce, zdarzają się tacy, co przypominają rośliny. Są silni, szybcy i nastawieni tylko na jedno: przetrwanie. A przetrwanie oznacza dla nich zjadanie, jak się uda, to nas.
u innych zwierzęce, zdarzają się tacy, co przypominają rośliny. Są silni, szybcy i nastawieni tylko na jedno: przetrwanie. A przetrwanie oznacza dla nich zjadanie, jak się uda, to nas.
Zdarzają
się i tacy, którzy kierują się czymś więcej, niż instynktem przetrwania. Tacy
inteligenci. Ale bez żartów – niektórzy mają tylko szczątkową, niektórzy
zaskakująco dobrze zachowaną inteligencję. I takich należy się bać.
Ale
chyba najbardziej należy bać się ludzi.
Wielu
przeżyło wojnę, to nie tak, że jestem tu sama z garstką ludzi. Są tacy, co się
ukrywają i starają po prostu przeżyć. Są tacy, co budują enklawy. Są tacy,
którzy próbują odbudowywać zniszczone miasta i rządy. Ale najgorsi są ci,
którzy polują na innych ludzi. Bo chcą im zabrać zapasy, bo chcą sobie znaleźć
nowe kobiety, bo chcą ‘wziąć ich pod ochronę’… zawsze się mówiło, że w
katastrofach wychodzi z ludzi co najgorsze. To prawda, widzę to na własne oczy.
Unikamy innych, nie rozmawiamy z nimi. Nie każdemu można zaufać a człowiek,
diablo sprytny i posiadający swoich ludzi i broń jest groźniejszy nawet od
inteligentnego mutka.
Dlatego
wychodząc w miasto musimy być ostrożni, zacierać swoje ślady. Żeby nikt nas nie
śledził, gdy chodzimy po mieście i co najważniejsze, gdy wracamy do kryjówki.
Nikt nie może poznać jej miejsca.
Zima
w tym nowym świecie ma swoje plusy i minusy. Nie będę licytować, których jest więcej,
nie o to chodzi. Teraz każdy dzień, niezależnie od pory roku to walka o przetrwanie
i każdy jest tak samo trudny, bez wyjątku.
Trafiłam przed chwilą. Zupełnym przypadkiem. Stwierdziłam "a zobaczę" (czyta wieczorna nuda, brak weny etc). Większość mojego "a zobaczę" kończy się na przeczytaniu 5 linijek czegoś i jęknięciu: "tragedia".
OdpowiedzUsuńDzięki, że odnawiasz mi wiarę w blogosferę (a podupadła mocno).
Ale do rzeczy: podoba mi się zamysł. Tym bardziej, że te klimaty zajmują drugie miejsce po mej kochanej fantastyce i mitologii. Podoba mi się Twój styl pisania. Gładki, przyjemny, nie męczący. Czyta się z ciekawością i zainteresowaniem i co najważniejsze chciało by się więcej.
Trochę denerwuje mnie tylko tło - męczą mi się oczy bo nie skupiają się na tekście tylko co chwilę przeskakują. Ale może ja to ja? ;)
No i chciałoby się napisać: trochę dłuższe notki! Zaczynam czytać, a tu koniec! ;)
W każdym razie dodaje do ulubionych żeby nie zgubić w tonie dziwnych rzeczy i czekam na ciąg dalszy ;)
Dziękuję za komentarz! :)
UsuńZacznę trochę od końca - nie jesteś pierwszą osobą, mówiącą o tle, właśnie nad tym pracuję!
Ponadto, bardzo cieszę się, że znalazłaś tu coś dla siebie i, że czytanie mojego tekstu umili Ci czas.
Notki niestety nie będą zbyt dłuższe - chcę zachować formę dziennika w którym autorka zapisuje tylko najważniejsze wydarzenia dnia. Jednakże moim celem są 4-5 notki w tygodniu, więc mam nadzieję, że upłynni to czytanie :)
Pozdrawiam serdecznie!
Podpisuję się pod słowami Siaba. To co piszesz czyta się naprawdę dobrze. "Dziennik..." wciąga. Lubię takie historie science fiction. Opisujesz rzeczywistość nie tak odległą. Może za 4 lata faktycznie świat będzie tak wyglądać (oby nie). Gratuluję wyobraźni i dołączam do wiernych czytelników.
OdpowiedzUsuń