Mam wrażenie,
że wszyscy są zmęczeni do granic możliwości. Ostatnich kilka dni poświęciliśmy
na przygotowanie nowego domu. Poszło nam zadziwiająco szybko mimo, iż nie
pracowaliśmy wszyscy. Wydaje mi się, że chcieli jak najszybciej poczuć się choć
trochę bezpiecznie.
Moje uczucia
są bardzo mieszane. Z jednej strony jest tu bezpiecznie i spokojnie, jestem w
miejscu, które znam i chyba zrobiliśmy wszystko, żebyśmy mogli tu żyć.
Jednocześnie ciągle nie opuszcza mnie niepokój, że o czymś zapomnieliśmy, że
coś przegapiliśmy, że nasze bezpieczeństwo znowu będzie zagrożone.
Na razie jakoś
daję radę. Posprzątaliśmy cały dom, w piwnicy zrobiliśmy spiżarnię oraz
zebraliśmy tam wszystkie potrzebne rzeczy. Ulokowaliśmy się na piętrze i
poddaszu, podzieliliśmy się pokojami. Mi i Łukaszowi przypadł w udziale mały
pokój na półpiętrze. Jestem zadowolona, mamy tu okno wychodzące na ulicę a
dzięki temu, że pokój jest mały, nie tracimy ciepła.
Pomyślałam, że
opiszę trochę jak wygląda nasz nowy dom. Co do starego, nie miałam takiej
okazji – zanim zdążyłam napisać coś więcej o nas i naszym życiu wszystko
wywróciło się też do góry nogami.
Jestem jednak
trochę rozdarta, z jednej strony chciałabym opisać wszystko jak najlepiej, ale
z drugiej nie ciągle nie mogę pozbyć się obaw. W ciągu ostatnich lat nauczyłam się,
że największym zagrożeniem nie są tak naprawdę mutki, ale inni ludzie. Nie
wszyscy, oczywiście. Są tacy, z którymi utrzymujemy stały kontakt,
współpracujemy, ale są i tacy, z którymi nie chciałabym mieć nic do czynienia.
Więc z jednej strony chciałabym opisać wszystko
z jak największymi detalami, z drugiej jednak obawiam się, że jeśli
zeszyt trafiłby w niepowołane ręce, to dla bezpieczeństwa mojego i innych
wolałabym, aby było tu jak najmniej szczegółów, które mogłyby przesądzić o
naszym życiu.
Nie
zagłębiając się więc w szczegóły: mieszkamy w domu gdzie jest piwnica, parter z
kuchnią i salonem, niewielki pokój na półpiętrze, piętro z kilkoma pokojami i
poddasze. Ten dom jest trochę większy, niż poprzedni. Ma to swoje plusy i
minusy – jest w nim chłodniej, ale przynajmniej podzieliliśmy się pokojami tak,
że każdy ma swój kąt. Niestety musimy ustawić od nowa całą swoją obronę, ale i
z tym sobie poradzimy.
Zaczynają się
pierwsze poważne dyskusje na temat co dalej. Jest grupa, która chce wrócić do
starego domu po jak najwięcej rzeczy, są tacy, którzy twierdzą, że priorytetem
jest poznanie okolicy i zasiedlenie się tu na dobre. Jestem w tej drugiej
grupie. Nasz stary dom jest daleko stąd i podróż zimą będzie ciężka tym
bardziej, że nie ma sensu, żebyśmy szli wszyscy. Lepiej poczekać, aż śnieg się
rozpuści i spróbować znaleźć działający samochód – jest to możliwe a i bardzo
przydatne. Wtedy będzie można przewieźć wszystkie rzeczy.
Darek ponadto
uważa, że powinniśmy się skontaktować z ludźmi, z którymi wcześniej
prowadziliśmy wymianę. Nie chce co prawda podawać im szczegółów naszej
przeprowadzki, bardziej zależy mu na ostrzeżeniu ich, że pojawiły się mutanty
(choć wszyscy mamy nadzieje, że zostawiliśmy je daleko za sobą) i ustaleniu
nowych miejsc spotkań.
Ode mnie
ciągle wymaga się bycia przewodnikiem i planowania. Choć od czasu, gdy odwiedzałam
tu Julkę minęły lata, jestem jednak jedyna, która zna tutejsze okolice. Mam
nadzieje, że teraz, gdy przeszukaliśmy najbliższe domy i rozrysowałam wszystkim
mapy będę miała chwilę spokoju. Chciałabym, mimo wszystko, opisać to, co
wydarzyło się, gdy postanowiliśmy ruszyć na patrol ze starego domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz