piątek, 25 kwietnia 2014

Warszawa, 7 grudnia 2018 r.

Noce są teraz trudne. Zawsze było tak, że nocami ktoś siedział na warcie, na wszelki wypadek. Czuliśmy się w sumie bezpiecznie, ale zawsze pamiętaliśmy o ostrożności. Teraz jednak warty są trudniejsze, siedzimy po kilka osób. Ale nie o tym powinnam pisać.
Wczoraj, gdy tylko zrobiło się ciemno zebraliśmy się w jednej z sypialni na górze. Aneta zgłosiła się na ochotnika do obserwowania furtki. Bez żadnego źródła światła ciężko cokolwiek zobaczyć ale uznała, że jeśli ktoś będzie się podkradał do domu, to może przynajmniej zobaczy jego sylwetkę na śniegu.
Przyszliśmy wszyscy, bez wyjątku. Ja zaczęłam mówić. Podzieliłam się z resztą swoimi obawami. Powiedziałam, że nie jestem pewna, czy to miejsce jest nadal bezpieczne, czy nie powinniśmy pomyśleć o poszukaniu czegoś nowego, może o przyłączeniu się do ludzi z Puławskiej. Adam mnie poparł. Powiedział też, że czuje się winny tej sytuacji. Nie zgadzam się z nim, ale kilkoro innych zaprzeczyło gwałtownie  więc ja się już nie wtrącałam. Nie uważam, że to wszystko było winą Adama. Nie wiem, czy można tu mówić o czyjejkolwiek winie. Adam opowiedział co stało się, gdy wszyli na miasto z Karolem i Bartkiem, ale… to tylko punkt widzenia jednej osoby. Nie ważne.
Tak jak założyłam Janek z Dorotą nie byli zbyt chętni na przeprowadzkę czy jakiekolwiek zmiany. Dorocie puściły nerwy, zaczęła krzyczeć… jak podniosła głos, stanęło mi serce. Po pierwsze dlatego, że już wieki nie słyszałam, żeby ktokolwiek się kłócił a po drugie, bo od razu pomyślałam jakie mogą być tego skutki. Od tak dawna żyliśmy w powolnym, cichym tempie, aby utrzymać fasadę opuszczonego domu. Na szczęście Zośka zachowała zimną krew i uciszyła Dorotę.
Aneta niewiele się odzywała, jak zaklęta patrzyła w okno. Wyczekała tylko na chwilę, gdy reszta z nas się uciszyła i spokojnie powiedziała, że ona uważa, iż powinniśmy najpierw przeprowadzić szczegółowy patrol okolicy. Powiedziała, że i tak minęło bardzo dużo czasu, śnieg na pewno zasypał już wszystkie ślady. Że nawet, jeśli mutki  się tu kręciły, to pewnie już się tego nie dowiemy. Ale jeśli nadal tu są, możemy je wyszukać i wybić. A gdy oczyścimy okolicę, możemy podjąć decyzję, czy zostajemy, czy idziemy.
Cała Aneta. Ona zawsze lubiła działać. Przed wojną prawie w ogóle jej nie znałam, spotkałam ją na ślubie Darka i Zośki, potem na jakimś sylwestrze czy innej imprezie u nich w domu. Ale odkąd żyjemy razem widzę, że to osoba czynu. Nie lubi siedzieć, nie lubi zaskoczenia i niespodzianek. Woli być dwa kroki do przodu przed innymi. Gdy nikt nie oponował, mówiła dalej.
Powiedziała, że powinniśmy przejrzeć rzeczy. Te, które ciężko będzie zabrać mielibyśmy ukryć w schronie, zabezpieczyć. Pozostałe mielibyśmy zapakować. Jedzenie, wodę, ciepłe ubranie, apteczki, latarki, baterie, drobne narzędzia, wszystko, co może się przydać, jeśli musielibyśmy uciekać. Po resztę moglibyśmy zaryzykować powrót, jak znajdziemy nowe, bezpieczne miejsce. Według jej planu każdy miał wziąć swój bagaż, broń i mieliśmy wszyscy ruszyć na poszukiwania. Nie rozdzielać się, być czujni. Jeśli wszystko było by w porządku, po prostu wrócilibyśmy do domu. W razie zagrożenia oceniamy szybko sytuację, jak trzeba uciec, grupujemy się i ruszamy naszymi stałymi trasami. Mamy ich kilka w okolicy. Aneta zaproponowała najlepsze. Jeśli zagrożenie będzie małe, walczymy. Zabijamy mutki, sprawdzamy dalej okolicę i gdy jesteśmy pewni, że wszystko w porządku wracamy do domu. Chowamy ciała, zacieramy ślady i żyjemy dalej.
Gdy jej słuchałam w jakimś stopniu się z nią zgadzałam. Musimy podjąć jakieś działania, siedzenie i czekanie na nie wiadomo co nie miało sensu. Nie byłam jednak pewna, czy to nie zbyt dużo zachodu.
Janek znowu się postawił, twierdził, że nie będzie narażał Piotrka. Znowu zaczęła się kłótnia, znowu musieliśmy ich uciszać. Teraz Janka. Piotrek też włączył się do dyskusji, ale zachował się lepiej, niż rodzice. Wydaje mi się, że był wzburzony, bo miał czerwone policzki i uszy, a oczy mu błyszczały, ale mówił bardzo spokojnie, cicho. I z sensem. Powiedział, że chciałby mieć wpływ na decyzję, jaką wspólnie podejmiemy. Że chciałby, żeby jego głos też był brany pod uwagę. Nie awanturował się. A potem powiedział, że zgadza się z Anetą, bo tu nie chodzi o to, czy mamy zostać czy pójść tylko, czy jesteśmy bezpieczni. To niby się łączy, jedno z drugim, ale to nie jest jednak jedno i to samo. I jemu przyznałam w duchu rację.
Adam uważał, że powinniśmy po prostu się zebrać i iść, Dorota i Janek chcieli kategorycznie zostać, ciągle mówiąc o tym, że podróż czy jakiekolwiek wyjście poza dom jest zbyt niebezpiecznie dla Piotrka. Ja poparłam Adama, choć nie byłam tego pewna. Ale nie byłam też pewna, czy punkt widzenia Doroty i Janka czy Anety jest lepszy czy gorszy. Każdy z pomysłów był na swój sposób dobry i miał swoje minusy. Zośka bąknęła coś o ludziach z Puławskiej, ale gdy Darek poparł Anetę i ona to zrobiła. Łukasz bez zastanowienia poparł Anetę. Jak widać zdania w grupie były dość podzielone, ale nim dyskusja dobiegła końca, Adam zmienił trochę zdanie mówiąc, że możemy najpierw się rozejrzeć, zanim zadecydujemy, czy opuszczamy dom czy nie. Więc w sumie poparł Anetę. Podzieliliśmy się więc 2-1-6, chociaż można stwierdzić że w sumie 2-7, bo ja też uważałam, że powinniśmy opuścić to miejsce, czyli bliżej mi było do pomysłu Anety niż Doroty i Janka. Nie byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy zwłaszcza, że Piotrek się im ‘sprzeciwił’. Gdy wychodzili się położyć słyszałam, jak szepczą między sobą, że Piotrek się sprzeciwia, że Aneta go pewnie przekabaciła…
Pomyślałam sobie wtedy, że ta cała sytuacja musiała bardzo wypłynąć na każdego z nas, że każdy przeżywa to bardzo. Ale każdy z nas na trochę inny sposób. Aneta starała się zachować zimną krew i myśleć, Adam był roztrzęsiony, to prawda. Słyszałam nawet, jak płakał jednej nocy. Ale mimo wszystko się trzymał. Każdy jakoś to przeżywał, ale jednocześnie sobie radził.

Zdecydowaliśmy, że jutro z samego rana, jak tylko wstanie słońce ruszymy. Wcześniej zapakujemy zapasy, opracujemy dokładnie trasy i wszystkie scenariusze, jakie nam przyjdą do głowy a potem wyjdziemy. Mam nadzieje, że wszystko skończy się dobrze i że jutro, najdalej pojutrze będę mogła usiąść nad tym zeszytem i napisać, co się działo.

1 komentarz:

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony