Noce są teraz
trudne. Zawsze było tak, że nocami ktoś siedział na warcie, na wszelki wypadek.
Czuliśmy się w sumie bezpiecznie, ale zawsze pamiętaliśmy o ostrożności. Teraz
jednak warty są trudniejsze, siedzimy po kilka osób. Ale nie o tym powinnam
pisać.
Wczoraj, gdy
tylko zrobiło się ciemno zebraliśmy się w jednej z sypialni na górze. Aneta
zgłosiła się na ochotnika do obserwowania furtki. Bez żadnego źródła światła
ciężko cokolwiek zobaczyć ale uznała, że jeśli ktoś będzie się podkradał do
domu, to może przynajmniej zobaczy jego sylwetkę na śniegu.
Przyszliśmy
wszyscy, bez wyjątku. Ja zaczęłam mówić. Podzieliłam się z resztą swoimi
obawami. Powiedziałam, że nie jestem pewna, czy to miejsce jest nadal
bezpieczne, czy nie powinniśmy pomyśleć o poszukaniu czegoś nowego, może o
przyłączeniu się do ludzi z Puławskiej. Adam mnie poparł. Powiedział też, że
czuje się winny tej sytuacji. Nie zgadzam się z nim, ale kilkoro innych
zaprzeczyło gwałtownie więc ja się już
nie wtrącałam. Nie uważam, że to wszystko było winą Adama. Nie wiem, czy można
tu mówić o czyjejkolwiek winie. Adam opowiedział co stało się, gdy wszyli na
miasto z Karolem i Bartkiem, ale… to tylko punkt widzenia jednej osoby. Nie
ważne.
Tak jak
założyłam Janek z Dorotą nie byli zbyt chętni na przeprowadzkę czy jakiekolwiek
zmiany. Dorocie puściły nerwy, zaczęła krzyczeć… jak podniosła głos, stanęło mi
serce. Po pierwsze dlatego, że już wieki nie słyszałam, żeby ktokolwiek się
kłócił a po drugie, bo od razu pomyślałam jakie mogą być tego skutki. Od tak
dawna żyliśmy w powolnym, cichym tempie, aby utrzymać fasadę opuszczonego domu.
Na szczęście Zośka zachowała zimną krew i uciszyła Dorotę.
Aneta niewiele
się odzywała, jak zaklęta patrzyła w okno. Wyczekała tylko na chwilę, gdy
reszta z nas się uciszyła i spokojnie powiedziała, że ona uważa, iż powinniśmy
najpierw przeprowadzić szczegółowy patrol okolicy. Powiedziała, że i tak minęło
bardzo dużo czasu, śnieg na pewno zasypał już wszystkie ślady. Że nawet, jeśli
mutki się tu kręciły, to pewnie już się
tego nie dowiemy. Ale jeśli nadal tu są, możemy je wyszukać i wybić. A gdy
oczyścimy okolicę, możemy podjąć decyzję, czy zostajemy, czy idziemy.
Cała Aneta.
Ona zawsze lubiła działać. Przed wojną prawie w ogóle jej nie znałam, spotkałam
ją na ślubie Darka i Zośki, potem na jakimś sylwestrze czy innej imprezie u
nich w domu. Ale odkąd żyjemy razem widzę, że to osoba czynu. Nie lubi
siedzieć, nie lubi zaskoczenia i niespodzianek. Woli być dwa kroki do przodu
przed innymi. Gdy nikt nie oponował, mówiła dalej.
Powiedziała,
że powinniśmy przejrzeć rzeczy. Te, które ciężko będzie zabrać mielibyśmy ukryć
w schronie, zabezpieczyć. Pozostałe mielibyśmy zapakować. Jedzenie, wodę,
ciepłe ubranie, apteczki, latarki, baterie, drobne narzędzia, wszystko, co może
się przydać, jeśli musielibyśmy uciekać. Po resztę moglibyśmy zaryzykować
powrót, jak znajdziemy nowe, bezpieczne miejsce. Według jej planu każdy miał
wziąć swój bagaż, broń i mieliśmy wszyscy ruszyć na poszukiwania. Nie
rozdzielać się, być czujni. Jeśli wszystko było by w porządku, po prostu
wrócilibyśmy do domu. W razie zagrożenia oceniamy szybko sytuację, jak trzeba
uciec, grupujemy się i ruszamy naszymi stałymi trasami. Mamy ich kilka w
okolicy. Aneta zaproponowała najlepsze. Jeśli zagrożenie będzie małe, walczymy.
Zabijamy mutki, sprawdzamy dalej okolicę i gdy jesteśmy pewni, że wszystko w
porządku wracamy do domu. Chowamy ciała, zacieramy ślady i żyjemy dalej.
Gdy jej
słuchałam w jakimś stopniu się z nią zgadzałam. Musimy podjąć jakieś działania,
siedzenie i czekanie na nie wiadomo co nie miało sensu. Nie byłam jednak pewna,
czy to nie zbyt dużo zachodu.
Janek znowu
się postawił, twierdził, że nie będzie narażał Piotrka. Znowu zaczęła się
kłótnia, znowu musieliśmy ich uciszać. Teraz Janka. Piotrek też włączył się do
dyskusji, ale zachował się lepiej, niż rodzice. Wydaje mi się, że był
wzburzony, bo miał czerwone policzki i uszy, a oczy mu błyszczały, ale mówił
bardzo spokojnie, cicho. I z sensem. Powiedział, że chciałby mieć wpływ na
decyzję, jaką wspólnie podejmiemy. Że chciałby, żeby jego głos też był brany
pod uwagę. Nie awanturował się. A potem powiedział, że zgadza się z Anetą, bo
tu nie chodzi o to, czy mamy zostać czy pójść tylko, czy jesteśmy bezpieczni.
To niby się łączy, jedno z drugim, ale to nie jest jednak jedno i to samo. I jemu
przyznałam w duchu rację.
Adam uważał,
że powinniśmy po prostu się zebrać i iść, Dorota i Janek chcieli kategorycznie
zostać, ciągle mówiąc o tym, że podróż czy jakiekolwiek wyjście poza dom jest
zbyt niebezpiecznie dla Piotrka. Ja poparłam Adama, choć nie byłam tego pewna.
Ale nie byłam też pewna, czy punkt widzenia Doroty i Janka czy Anety jest
lepszy czy gorszy. Każdy z pomysłów był na swój sposób dobry i miał swoje
minusy. Zośka bąknęła coś o ludziach z Puławskiej, ale gdy Darek poparł Anetę i
ona to zrobiła. Łukasz bez zastanowienia poparł Anetę. Jak widać zdania w
grupie były dość podzielone, ale nim dyskusja dobiegła końca, Adam zmienił
trochę zdanie mówiąc, że możemy najpierw się rozejrzeć, zanim zadecydujemy, czy
opuszczamy dom czy nie. Więc w sumie poparł Anetę. Podzieliliśmy się więc
2-1-6, chociaż można stwierdzić że w sumie 2-7, bo ja też uważałam, że powinniśmy
opuścić to miejsce, czyli bliżej mi było do pomysłu Anety niż Doroty i Janka.
Nie byli zadowoleni z takiego obrotu sprawy zwłaszcza, że Piotrek się im ‘sprzeciwił’.
Gdy wychodzili się położyć słyszałam, jak szepczą między sobą, że Piotrek się
sprzeciwia, że Aneta go pewnie przekabaciła…
Pomyślałam
sobie wtedy, że ta cała sytuacja musiała bardzo wypłynąć na każdego z nas, że
każdy przeżywa to bardzo. Ale każdy z nas na trochę inny sposób. Aneta starała
się zachować zimną krew i myśleć, Adam był roztrzęsiony, to prawda. Słyszałam
nawet, jak płakał jednej nocy. Ale mimo wszystko się trzymał. Każdy jakoś to
przeżywał, ale jednocześnie sobie radził.
Zdecydowaliśmy,
że jutro z samego rana, jak tylko wstanie słońce ruszymy. Wcześniej zapakujemy
zapasy, opracujemy dokładnie trasy i wszystkie scenariusze, jakie nam przyjdą
do głowy a potem wyjdziemy. Mam nadzieje, że wszystko skończy się dobrze i że
jutro, najdalej pojutrze będę mogła usiąść nad tym zeszytem i napisać, co się
działo.
Śmierć mutkom!
OdpowiedzUsuń