sobota, 27 września 2014

Warszawa, 18 stycznia 2019 r.

Ominęłam jeden dzień, jak to się mi już zdarzało, bo w sumie nie wiele wczoraj zrobiliśmy. Przyszedł straszny mróz, tak duży, że nawet w mieszkaniu marzliśmy. Więc uzupełniliśmy zapasy tłuszczyku, pozbywając się przy okazji zbytecznego bagażu.
Dziś jest ósmy dzień od naszego wyjścia z domu. Powinniśmy naprawdę pomyśleć o powrocie. Mam wrażenie, że reszta i tak martwiła się naszym wyjściem a teraz, gdy nie ma nas tak długo… pewnie tworzą tam czarne scenariusze.
Wystawialiśmy już warty, ale nadal jest cicho i spokojnie. Noc była bezchmurna i bardzo, bardzo mroźna. Z okna w pokoju moich rodziców widziałam Oriona. Długo go obserwowałam, musiałam się skupić, żeby oderwać się od niego i innych i pilnować okolicy. Nocami jest nawet jasno, księżyc za jakiś tydzień będzie w pełni. No, chyba nawet niecały tydzień. To zadziwiające, pamiętam miasto sprzed wojny, gdy nawet nocą było ciągle jasne, a jednak teraz, z perspektywy czasu wydaje mi się, że było dużo, dużo ciemniejsze. Teraz światło gwiazd i księżyca pięknie odbija się od śniegu i jest zadziwiająco jasno. To taki magiczny, hipnotyzujący widok.
Zastanawiam się, czy nie warto by poczekać tych kilka dni i ruszyć nocą, w czasie pełni. Jeśli będziemy się trzymać cieni budynków, będziemy schowani a jednocześnie księżyc i gwiazdy będą pięknie oświetlać teren. Ponadto, człowiek to zwierzę dzienne, nikt ani nic nie będzie się nas spodziewał w nocy.
Nie wiem czemu, ale jakoś zmienił mi się nastrój. Od wczorajszego wieczoru jakoś lepiej, pewniej się czuję. Nawet zaczęłam sobie nucić stare piosenki. Przyłapałam Łukasza, jak się przysłuchiwał. Gdy przestałam nucić poprosił, żebym coś mu zaśpiewała. Zawsze to lubił, ale minęły już lata, odkąd śpiewałam. Wydaje się, że i on i ja o tym zapomnieliśmy.
Dziś pogoda znowu jest bezchmurna, ale bardzo, bardzo mroźna. Mam wrażenie, że robi się coraz chłodniej. Jakoś dajemy radę.
Nie wiemy za bardzo jednak, co właściwie zrobić. Gdy rozmawialiśmy o tym nie padła żadna przekonująca propozycja. Łukasz chce jeszcze poprzeszukiwać okolice, jak chcę poczekać z powrotem do pełni a Aneta chce wracać. Mam jednak wrażenie, że żadne z nas nie jest swego pewne. Więc po prostu siedzimy, uzupełniamy zapasy energii, ale plecaki mamy już zapakowane, gotowe do drogi. Zapakowane tak, jakbyśmy mieli wracać do domu, nie tylko w broń i potrzebne w podróży rzeczy ale i w część fantów, którą zebraliśmy. Po raz pierwszy widzę niezdecydowaną Anetę. Po raz pierwszy widzę Łukasza bez zapału. I ja jestem jakaś… inna. Niż zwykle. Dziwna.

Ciekawe, co się nam stało.

1 komentarz:

  1. Dzieńdobrywieczór, przybyłam tu, żeby oznajmić, że (z racji wielkiego serduszka xD) nominowałam Cię do Liebstar Award. Nie, nie dziękuj, naprawdę nie ma za co, to drobiazg! ;3
    Po więcej informacji zapraszam tutaj:
    http://i-will-save-you-from-yourself.blogspot.com/2015/02/liebster-award.html
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony